pierwsze, wizualne z powROtem E AICI
1. wioska
Chyba pierwszy raz w życiu jadę wakacyjnie w to samo miejsce co poprzedniego lata. Chișcău, România. Siedmiuset mieszkańców (według danych sprzed ponad dziesięciu lat). Średnia wieku to jakieś czterdzieści, odnoszę wrażenie, że mieszkają tu głównie staruszki/owie i dzieci w wieku podstawówkowym. Z myślą o tych ostatnich powstaje nowa inwestycja w wiosce – plac zabaw – już prawie na ukończeniu. Zachodzimy tam kiedyś – pachną rozgrzany upałem plastik i gumowe podłoże, zjeżdżalnie i huśtawki parzą skórę. Użytkownikom to nie przeszkadza.
Bubi jest zachwycona. Zresztą nie tylko placem zabaw. W okolice Padiș przyciągają nas niedokończone sprawy. Szlaki górskie i okołogórskie, którymi nie zdążyliśmy pospacerować w zeszłym roku. Przemierzamy je teraz i Zo może obejrzeć na żywo zwierzaki, które zna z książek, a których nie widuje w mieście ani tym bardziej u dziadków na wsi. Stada owiec, krów, pasące się na rumuńskich halach, konie z domieszką osła, psy pasterskie o gabarytach dorastających niedźwiedzi. Wszystko to na wyciągnięcie ręki.
2. w lesie
Na szlaku Lumea Pierduta (Zaginiony Świat) panuje cisza. Przez chwilę odgłosy większej grupy ludzi dochodzą z oddali, a potem milkną. Podobno zapuszczający się tu po raz pierwszy wędrowcy mieli wrażenie pogrążania się w pradawnej, nieskażonej obecnością człowieka przestrzeni. Oglądam potem zdjęcia: grzyby emanują poświatą, pokryte mchem kamienie również błyszczą. Korzenie przewróconego drzewa rozciągają się na jakieś dwa, trzy metry.
W górach śladów cywilizacji jest więcej – głównie pasterskiej. Hale równiutko przystrzyżone przez naturalne kosiarki, psy pilnujące omijamy łukiem na tyle szerokim, że zupełnie nas ignorują. Podobnie jak zazwyczaj – na szlaku nie spotykamy prawie nikogo, więc powraca ta sama dyskusja: czy Rumuni nie chodzą po górach czy też mają ich na tyle dużo, że ruch się rozkłada i jest mniej tłoczno niż w Polsce?
3. miasto
W Devie wyciągam aparat tylko po to, by sfotografować komunistyczne bloki z ich, gdzieniegdzie, falbaniastymi balkonami (pozostałe są prostokątne). Główna arteria miasta jest rozkopana, trochę bez sensu i z mgliście określonym celem brniemy nią z wózkiem. Przez piaski, zerwane płyty chodnikowe, omijając sprzęt budowlany. Trud zostaje częściowo wynagrodzony, bo na końcu tej betonowej tęczy czeka lumpeks, a w nim spodnie w kolorze limonkowo-kanarkowym, przecenione z 29 lei na 9. A potem nie mam siły iść dalej i wracamy tak samo męczącą drogą. Tylko gorzej, bo już jestem głodna ( a głodna = zła).
Wcześniej wspinamy się na wzgórze zwieńczone twierdzą i chociaż jej część jest zamknięta w związku z remontem, spektakularny widok na okolice stanowi rekompensatę. Muzeum cywilizacji dackiej i rzymskiej kusi perspektywą pogrzebania w interesującej mnie historii, ale cierpi też na syndrom małych muzeów w dużych budynkach, które rozpaczliwie próbują wypełnić przestrzeń jakimiś eksponatami. I pewnie dlatego w pierwszej sali zamiast dackiego wilka spoglądają na mnie smutno wypchane zwierzęta. Potem jest już nieco lepiej i oglądam starożytności. Przy okazji myślę o tych wszystkich artefaktach nielegalnie wywiezionych z Rumunii w ramach wielkiej archeo-grabieży na początku lat dziewięćdziesiątych.
4. kraj
Przyjeżdżam tu – częściej lub rzadziej, na krócej lub dłużej – od szesnastu lat.
Tyle samo kończy w tym roku mój nastraszy kot. I znajomość z nim i znajomość z Rumunią zaczęła się latem 2007 roku i są to jedne z najlepszych stałych w moim życiu. Za każdym razem, gdy tu jestem, coś mnie zachwyca, coś odkrywam, jakieś miejsce dopisuję do listy jeszcze tu przyjadę, a te, które znam z poprzednich wizyt, witam z miłym biciem serca. Oczywiście zdarza mi się przewracać oczami na widok niedociągnięć i fuckup’ów, co jednak nie zmienia faktu, że ze wszystkich obcokrajowych miejsc, tu jestem najbardziej u siebie i powrotów tutaj – póki co – nie mam nigdy dość.
*
Zdjęcie „od zaplecza”, zrobione chyba w Sibiu, bladym świtem, w lipcu 2007. Stara architektura, zabytkowy kościół, letni teatr, piwo Ursus (na bilbordzie), dookoła niezły bajzel. Rumunia w pigułce.